Re: Wesołe przygody Andreva Mortona na USS Whale
: 13 maja 2020, 17:41
- Panie kapitanie, meldunek!
Przebiegam oczami tekst... 15 jednostek wroga, kurs 050, prędkość 12, pozycja...
Rzucam się do mapy nawigacyjnej - psiakrew, ten meldunek ma już 4 godziny opóźnienia.
Pozycja USS Cavalla... opóźnienie 4 godziny... konwój przebył już 50 mil morskich. Nasza pozycja...
Szacuję kurs przeciwnika i odległość - cudo, nawet nie trzeba płynąć z pełną prędkością. Zapada decyzja o przechwyceniu konwoju.
Kilka minut po 5-tej radar wykrywa grupę wrogich jednostek. Kurs się nie pokrywa, jednak nie zwracam na to teraz uwagi.
Zmieniam kurs, gnamy z pełną prędkością aby wyprzedzić konwój i zająć dogodną pozycję do ataku podwodnego, zanim nas wykryje eskorta nieprzyjaciela. Za kilka godzin zacznie świtać. Wykrywamy fale radarowe - konwój musi być osłaniany przez niszczyciele!
Około 6:30 podchodzimy w zanurzeniu pod konwój. Mimo że zbliża się świt, to na zewnątrz czarna noc - nie widać absolutnie niczego, mam wrażenie że oko peryskopu wciąż "siedzi" w wodzie. Za kilkanaście minut powinno zacząć świtać co - mam nadzieję - umożliwi nam atak.
Eskorty chwilowo brak. Hydro wykrywa kolejne jednostki, a szybkoobrotowe śruby uzmysławiają mi, że konwój okazuje się...
wrogim... gigantycznym... zespołem uderzeniowym.
Zanurzeni na głębokości 60 stóp praktycznie w idealnej pozycji do ataku, przemieszczamy się powoli w atramentowej czerni czekając na jakikolwiek kontakt wzrokowy z wrogiem.
Są!
Widzę tylko pianę od przecinającego fale dziobu nieprzyjacielskiej jednostki. Z powodu panujących ciemności nie mam szans na identyfikację wroga. Jak tylko mnie mija wchodzimy głębiej w konwój. Mijają kolejne minuty - niebo powoli jaśnieje.
Z ciemności wyłaniają się dym, bandera, w końcu zarys wrogiego okrętu.
To wciąż za mało... szczęśliwym trafem odbicie bladego światła błyska na tylnym dźwigu. To lekki krążownik Agano !
Odpalam 3 torpedy elektryczne z wyrzutni rufowych, 2 trafiają.
Agano eksploduje, ja zaś oddalam się - zajmuję pozycję umożliwiającą atak na kolejną linię okrętów.
Kręcę peryskopem - z przodu dostrzegam lotniskowiec klasy Taiyo. Na wystrzelone trzy torpedy, trafia jedna - lotniskowiec odpływa bez poważniejszych uszkodzeń. Ładuję torpedy, udając że mnie nie ma.
Z każdą minutą jest coraz jaśniej - z tyłu majestatycznie przepływa Yamato, z przodu ciężki krążownik Maya. Rezygnuję z ataku na kolosa, skupiam się krążowniku. Z 3 wystrzelonych torped, 2 trafiają w rejony rufowe. Widzę iż rufa krążownika pogrąża się w wodzie. Pojawia się eskorta, której udaje się mnie wykryć. Strzelam jeszcze raz do krążownika, dostrzegam jeszcze drugiego kolosa - Musashi, po czym uciekam w głębiny.
Torpeda pudłuje, a eskorta obrzuca mnie bombami. Mijam 200... 300... 400 stóp. Mijają kolejne minuty. Zanim nadciągną pozostałe eskortowce, jestem już daleko.
Wynurzając się, przechodzę pod kolejną linią okrętów. Torpedy przeładowane.
Wychodzę na peryskopową, z tyłu, jakieś 600 yardów przepływa lotniskowiec Shoho, którego błędnie w pośpiechu identyfikuję jako Unryu.
Z tej odległości nie da się spudłować. 3 torpedy eksplodują, rozrywając grodzie boczne. Lotniskowiec przewraca się na bok.
Widzę Takao - jest za daleko, rezygnuję z ataku, aby dobić uszkodzony wcześniej krążownik klasy Maya.
W oddali widzę niknącego we mgle kolejnego kolosa - to chyba Zuikaku.
Mam jedyną torpedę w wyrzutniach rufowych - mimo że całkiem blisko przepływa Mogami, rezygnuję z ataku.
Kryję się w głębinach, zwłaszcza że obok szukającej mnie eskorty pojawiają się samoloty.
Po dwóch godzinach wynurzam się i płynę w kierunku uszkodzonego krążownika. Niestety, ocean jest pusty...
Efekt ataku nie jest jakoś spektakularny, ale zatopienie wrogiego lotniskowca może okazać się kluczowa w zbliżającej się konfrontacji z Flotą Imperialnej Japonii.
Przebiegam oczami tekst... 15 jednostek wroga, kurs 050, prędkość 12, pozycja...
Rzucam się do mapy nawigacyjnej - psiakrew, ten meldunek ma już 4 godziny opóźnienia.
Pozycja USS Cavalla... opóźnienie 4 godziny... konwój przebył już 50 mil morskich. Nasza pozycja...
Szacuję kurs przeciwnika i odległość - cudo, nawet nie trzeba płynąć z pełną prędkością. Zapada decyzja o przechwyceniu konwoju.
Kilka minut po 5-tej radar wykrywa grupę wrogich jednostek. Kurs się nie pokrywa, jednak nie zwracam na to teraz uwagi.
Zmieniam kurs, gnamy z pełną prędkością aby wyprzedzić konwój i zająć dogodną pozycję do ataku podwodnego, zanim nas wykryje eskorta nieprzyjaciela. Za kilka godzin zacznie świtać. Wykrywamy fale radarowe - konwój musi być osłaniany przez niszczyciele!
Około 6:30 podchodzimy w zanurzeniu pod konwój. Mimo że zbliża się świt, to na zewnątrz czarna noc - nie widać absolutnie niczego, mam wrażenie że oko peryskopu wciąż "siedzi" w wodzie. Za kilkanaście minut powinno zacząć świtać co - mam nadzieję - umożliwi nam atak.
Eskorty chwilowo brak. Hydro wykrywa kolejne jednostki, a szybkoobrotowe śruby uzmysławiają mi, że konwój okazuje się...
wrogim... gigantycznym... zespołem uderzeniowym.
Zanurzeni na głębokości 60 stóp praktycznie w idealnej pozycji do ataku, przemieszczamy się powoli w atramentowej czerni czekając na jakikolwiek kontakt wzrokowy z wrogiem.
Są!
Widzę tylko pianę od przecinającego fale dziobu nieprzyjacielskiej jednostki. Z powodu panujących ciemności nie mam szans na identyfikację wroga. Jak tylko mnie mija wchodzimy głębiej w konwój. Mijają kolejne minuty - niebo powoli jaśnieje.
Z ciemności wyłaniają się dym, bandera, w końcu zarys wrogiego okrętu.
To wciąż za mało... szczęśliwym trafem odbicie bladego światła błyska na tylnym dźwigu. To lekki krążownik Agano !
Odpalam 3 torpedy elektryczne z wyrzutni rufowych, 2 trafiają.
Agano eksploduje, ja zaś oddalam się - zajmuję pozycję umożliwiającą atak na kolejną linię okrętów.
Kręcę peryskopem - z przodu dostrzegam lotniskowiec klasy Taiyo. Na wystrzelone trzy torpedy, trafia jedna - lotniskowiec odpływa bez poważniejszych uszkodzeń. Ładuję torpedy, udając że mnie nie ma.
Z każdą minutą jest coraz jaśniej - z tyłu majestatycznie przepływa Yamato, z przodu ciężki krążownik Maya. Rezygnuję z ataku na kolosa, skupiam się krążowniku. Z 3 wystrzelonych torped, 2 trafiają w rejony rufowe. Widzę iż rufa krążownika pogrąża się w wodzie. Pojawia się eskorta, której udaje się mnie wykryć. Strzelam jeszcze raz do krążownika, dostrzegam jeszcze drugiego kolosa - Musashi, po czym uciekam w głębiny.
Torpeda pudłuje, a eskorta obrzuca mnie bombami. Mijam 200... 300... 400 stóp. Mijają kolejne minuty. Zanim nadciągną pozostałe eskortowce, jestem już daleko.
Wynurzając się, przechodzę pod kolejną linią okrętów. Torpedy przeładowane.
Wychodzę na peryskopową, z tyłu, jakieś 600 yardów przepływa lotniskowiec Shoho, którego błędnie w pośpiechu identyfikuję jako Unryu.
Z tej odległości nie da się spudłować. 3 torpedy eksplodują, rozrywając grodzie boczne. Lotniskowiec przewraca się na bok.
Widzę Takao - jest za daleko, rezygnuję z ataku, aby dobić uszkodzony wcześniej krążownik klasy Maya.
W oddali widzę niknącego we mgle kolejnego kolosa - to chyba Zuikaku.
Mam jedyną torpedę w wyrzutniach rufowych - mimo że całkiem blisko przepływa Mogami, rezygnuję z ataku.
Kryję się w głębinach, zwłaszcza że obok szukającej mnie eskorty pojawiają się samoloty.
Po dwóch godzinach wynurzam się i płynę w kierunku uszkodzonego krążownika. Niestety, ocean jest pusty...
Efekt ataku nie jest jakoś spektakularny, ale zatopienie wrogiego lotniskowca może okazać się kluczowa w zbliżającej się konfrontacji z Flotą Imperialnej Japonii.