Tym razem inne klimaty, inne krajobrazy... Mapa Afganistan nie należy do moich ulubionych. Maszyna - US Ki-61-1, którą ostatnio "nadużywam" - tak.
Start z bazy na wys. 3900 m. - kiedy ja "wirtualny pilot niskich lotów" byłem tak wysoko? Nie pamiętam.
Krajobraz jakże inny, wręcz ponury...
Kilka minut później, kilkaset metrów powyżej widzę samolocik. Widać też mnie zauważył, nurkuje...
Mijamy się blisko - teraz już pewne - to jest gracz drużyny przeciwnej...
"Wyrywa" w górę, typowy "energy fighter" - zna możliwości "maszyny"...
Staram się podążać za nim i trafiam w przelocie..
Zakręcił niemiłosiernie, idzie w dół, stara się mnie zgubić. Efekt przeciążenia, niewiele widzę, ale chyba "zgubił" klapy...
10 sekund póżniej koniec walki.
Takie wysokości to nie dla mnie, schodzę niżej w dolinę w kierunku Bagram. Na mapie zaznaczono bitwę naziemek - możliwość spotkania przeciników, zaliczenia fraga lub...
A jak ktoś szuka guza, to go znajdzie... Uprzedzając fakty - ale nie tym razem...
W pobliżu bitwy naziemek zauważam trzy kręcące się maszyny - tradycyjnie kilkaset metrów wyżej.
Moja "Kijanka" dostaje po garach. Wspinam się aby pomóc koledze z team'u... Wybieram dwójkę z prawej - kolega w Typhoon'ie "ma ciepło"...
Trafiam w przelocie atakującego...
Przeciwnik nie reaguje, dalej dla niego priorytetem jest zdobycie fraga. Kilka serii i to ja mam fraga.
I w tym momencie "ten trzeci" nurkuje z góry, atakuje kolegę w Typhoon'ie - kolejny pretendent...
Robi świece, żeby ponownie zaatakować wykorzystując przewagę wysokości. Ja też w Ki-61 potrafię zrobić świecę...
Efekt końcowy - dublet...
Miło jest pomóc koledze, chociaż nie podziękował. Kilka minut później wszyscy przeciwnicy wyszli z bitwy. Dlaczego?
Krótka bitwa ale najważniejsze to jednak zwycięstwo drużyny.
Dziękuje, że przeczytałeś do końca mój post
Dziś nasz dzień lakierowany Internetem, w telefonie tak jak w gnieździe siedzi mózg,
Całe szczęście, że Bóg stworzył był kobietę... Głupie jest życie ale kocham je... (Andrzej Janeczko)