O JEDEN MOST ZA DALEKO
To był ważny dzień. Tego dnia nasze siły miały wreszcie przełamać rzekę Ruhr i zająć strategicznie ważne lotnisko pod Essen
Wróg dobrze o tym wiedział i naprzeciw nas wysłał swoje własne siły powietrzne.
Spotkaliśmy się w pół drogi i to zmieniło cały plan. Dolecenie z bombami nad wrogie lotnisko i zrzucenie bomb na obrońców stanęło pod znakiem zapytania....
Zapewne to samo mogli powiedzieć nasi wrogie, gdyż wskutek walk kołowych oni odłączyli się, kierując się ku swoim terenom, a my ku swoim...
I wtedy dostrzegliśmy samotnego Heinkla, który przedarł się przez starcie i kierował się ku naszym pozycjom. Ponieważ byliśmy nad terenem wroga, zrzuciliśmy naszą bombę "na chybił trafił", ruszając w pościg za wrogą maszyną, uznając zatrzymanie jej za ważniejsze od zrzucenia jednej bomby...
W tym czasie doszło do krytycznego dla całej opowieści wydarzenia. Jeden z wrogich Stukasów, operujący z pobliskiego lotniska, najwyraźniej czekał na informację o przerwaniu frontu i natychmiast ruszył naprzeciwko, ale nie bombardować nasze czołgi, ale... most... I zadanie wykonał...
Mnie w tym czasie bardziej pociągał "mój" bombowiec. Niestety, nie dogoniłem go przed zrzuceniem bomb na nasze składy, a potem dopadł go jeden z naszych. I tu pojawił się problem. Wracać do bazy "hej, zgubiłem bombę", czy wracać na front i ostrzelać wrogie pozycje, a wtedy nikt nie zapyta, co z bombą... Wybrałem to drugie..
W tym czasie wrogi bombowiec, po wykonaniu zadania wrócił na swoje lotnisko... szykując się do następnego działania... Nikt z nas nie wiedział, że ten bombowiec zapisze się mocno w tej historii...
Nasze myśliwce pozostały gdzieś z boku, gdy zbliżaliśmy się do frontu... i wtedy zostaliśmy zaatakowani...
Jeden przeciwnik atakował nas od frontu, a drugi zachodził od góry...
O ile ten "z przodu" tylko śmignął i wpadł na nasze myśliwce, to ten drugi stanowił problem.. Przeciwko naszemu jednemu karabinowi obsługiwanego przez Mark'a, z jego strony leciał grad ołowiu.
Mogliśmy zrobić tylko jedno. Zbliżyć się na tyle, aby musiał nas minąć, a przynajmniej utrudnić mu celowanie. Ustawiłem przepustnicę na zero i strzeliłem piką w górę... Wróg ponowił nasz manewr...
Szybko zbliżając się do nas, prosto pod nasz KM...
Po czym mając większą prędkość wyprzedził nas...
I role się odwróciły...
Mój ogień był celny i ogień przeniósł się na wrogi samolot. Niemniej Mark upierał się, że należy mu się asysta.
Nasz samolot był postrzelony i już miałem zamiar wracać do bazy, gdy zobaczył wrogiego sztukasa kierującego się ku naszym wojskom, zbliżającym się do zniszczonego mostu...
Opuścić teraz sojuszników w potrzebie to niewybaczalny grzech, więc ruszyłem za wrogiem...
Wchodząc na ogon Sztukasa zmierzającego ku lotnisku
I pokazując, że nasze KMy nie są montowane dla ozdoby. Tym razem Mark nie marudził nic o asyście..
Zaczęliśmy zawracać do naszej linii frontu, mając w zasięgu wzroku wrogie lotnisko...
Dostrzegając, że z zagrożonego naszym atakiem lotniska, startują samoloty... I to myśliwskie...
Mając do wyboru, uciekać i mieć myśliwiec na ogonie lub śmignąć nad lotniskiem i ostrzelać wroga, wybrałem to drugie... Posyłając trzeci już samolot wroga w płomienie...
Niemniej wrogie pociski trafiły nasz silnik, który zaczął się krztusić i zgasł...
Byliśmy dość blisko naszych linii, ale jednocześnie wciąż nad terenem wroga i to blisko lotniska, z którego startował właśnie kolejny myśliwiec....
Szybując otworzyłem ogień do startującego samolotu, a on otworzył ogień do nas... Żaden z nas nie pogorszył sytuacji drugiego...
I gdy nas mijał myślałem, że to koniec. Bez silnika nie mogłem już nic zdziałać, poza szukaniem miejsca do lądowania...
Za to Mark... Otworzył ogień do wroga...
Trafiając wrogi myśliwiec...
Który przechylił się na skrzydło i w huku eksplozji roztrzaskał się o ziemię. Teraz ja mógłbym powiedzie, że mnie należy się asysta, ale miałem większy problem...
Jedyną pociechą był fakt, że nad lotnisko nadlatywali akurat nasi, co wprowadzało pewien chaos...
A za linię drzew, otaczającą lotnisko, nie miał szans dolecieć...
Lądowanie było jedyną opcją....
A Mark uznał, że ostrzelanie wroga na jego własnym lotnisku to dobry pomysł... Dla mnie to była zachęta, aby nas nie zignorowali...
Gdy koła dotknęły gruntu, myślałem tylko o jednym... Dotoczyć się jak najbliżej naszych i obrócić maszynę tak, aby osłoniła nas....
Mark wolałby zapewne, aby móc wystrzelać całą amunicję, ja jednak wolałem wykorzystać chaos nalotu i uciec do lasu...
Zza którego słychać już było nasze czołgi...
Choć wówczas nie wiedziałem, że duża ich część została zniszczona w drodze na lotnisko...
Nasze lotnictwo myśliwskie po nalocie przegoniło z okolicy ostatnie samoloty, nie wiedząc, że ostatnim ściganym sztukasem był ten, który zniszczył most...
Niestety, obrona przeciwlotnicza na następnym lotnisku przegoniła nasze myśliwce i tym sposobem wrogie siły, choć przetrzebione, nie zostały wyparte znad pola bitwy...
Niemniej fakt, że przeciwnicy nie stracili ostatniego samolotu, jakoś mnie mało zajmował. Ważniejsze były nasze czołgi, które widziałem zaraz za drzewami...
Opuściliśmy samolot, uciekliśmy do lasku i przywarliśmy do ziemi.... Nasi raczej mogą nie uznać nas za swoich, skoro idziemy od strony wroga... Bitwa o lotnisko się zaczęła...
Nasi z tej strony związali całkowicie wroga i uderzenie z drugiej strony, załamałoby obronę...
Której ostatni "czołg" wytężał swoje siły, aby nas zatrzymać...
Niestety, jedna bomba spowodowała, że drugie uderzenie utknęło...
Bitwa weszła w krytyczny moment. Cała nasza przewaga upadła. Teraz liczył się każdy żołnierz i każdy samolot... Jak tu brakowało naszego ostrzelania wroga...
I choć wrogi niszczyciel czołgów został zniszczony...
Wróg ledwo się trzymał, ale niestety, naszym nie udało się zdobyć lotniska...
Wszystko przez jeden most... A na domiar złego, gdy do mostu docierały siły inżynierskie... Sztukas powrócił, uniemożliwiając podjęcia ataku.
Nasze dowództwo oceniło, ze sytuacja jest zła... Trzeba atak zacząć od nowa. Padł rozkaz "wycofać się, zwyciężymy następnym razem"
I tak, nasz samolot, dzięki któremu odnieśliśmy tak spektakularny, lokalny sukces musiał zostać porzucony na lotnisku wroga.... Przez dowództwo nasze działanie zostało ocenione na prawie 3000 "gwiazdek", ale jednak... nie zapewniło to zwycięstwa...
Zwycięstwo zapewniła jedna, ciężka bomba ze stukasa... powodująca, że zostawiliśmy samolot za liniami wroga i mimo przewagi, przegraliśmy tą bitwę... Samolot został o jeden most za daleko.... Ale pamiętajmy... "Zwyciężymy następnym razem!" My tu jeszcze wrócimy i tym razem, nie będzie to most za daleko!
KONIEC
Aktywację użytkowników dokonuje tylko Admin po informacji na Discordzie Uwaga !!! Google / Gmail blokuje korespondencję z forum Archiwum forum PolishSeamen - tylko do odczytu Zapraszamy na serwer głosowy DISCORD |
Odlotowe Opowieści: O jeden most za daleko
Moderatorzy: PL_CMDR Blue R, PL_Andrev
- PL_CMDR Blue R
- Posty: 6575
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:16
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Odlotowe Opowieści: O jeden most za daleko
Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)
PL_CMDR Blue R (Finek)
Re: Odlotowe Opowieści: O jeden most za daleko
Opowiadanie brzmiało jakby to był scenariusz jakieś bitwy organizowanej przez graczy, gdzie rzeczywiście czołgi mają coś do powiedzenia i mogą przechylić zwycięstwo na korzyść którejś ze stron...
Znam wszystkie możliwe pytania i wszystkie odpowiedzi.
I jeśli mimo to je zadaję, to dlatego, że jest to - niestety - mój obowiązek.
I jeśli mimo to je zadaję, to dlatego, że jest to - niestety - mój obowiązek.
- PL_CMDR Blue R
- Posty: 6575
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:16
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Re: Odlotowe Opowieści: O jeden most za daleko
Bo mogła 
Jakby nasi pomogli zniszczyć artylerie, to nasi by zajęli lotnisko, a ja bym się naprawił

Jakby nasi pomogli zniszczyć artylerie, to nasi by zajęli lotnisko, a ja bym się naprawił

Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)
PL_CMDR Blue R (Finek)
Re: Odlotowe Opowieści: O jeden most za daleko
Bardzo fajne. Przeczytałem "do poduszki" Pewnie teraz mi się przyśni, jak to Finek i Mark przekradają się "z buta" przez wrogie krzaczory do swojej bazy...


Kilo wody pod stopą!


- PL_CMDR Blue R
- Posty: 6575
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:16
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Re: Odlotowe Opowieści: O jeden most za daleko
Epilog:
Francuzi zdobyli wreszcie to lotnisko i uszkodzony Potez mógł na nim wylądować. Niestety, ze względu na wrogi sabotaż, nie było na nim materiałów do naprawy i polecono pilotowi "doparkować" do początkowego lotniska...
Niestety na końcu pasa startowego zdobycznego lotniska z braku oleju silniki się zatarły
Koniec
Francuzi zdobyli wreszcie to lotnisko i uszkodzony Potez mógł na nim wylądować. Niestety, ze względu na wrogi sabotaż, nie było na nim materiałów do naprawy i polecono pilotowi "doparkować" do początkowego lotniska...
Niestety na końcu pasa startowego zdobycznego lotniska z braku oleju silniki się zatarły

Koniec
Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)
PL_CMDR Blue R (Finek)