Cztery karabiny maszynowe zaterkowały równym rytmem, wypełniając kabinę dymem. Ciąg powietrza pochodzący z prędkości natychmiast ją wyciągnął na zewnątrz*. Przeciwnik również otworzył ogień, co Feliks odczuł, gdy uderzenia zaczęły go znosić w lewo. Niepomny na opór maszyny Feliks zapierał się w przeciwną stronę, wciąż prowadząc ogień i nagle usłyszał, trzask niczym łamanego drzewa, coś wielkiego śmignęło nad nim, a maszyna wpadła w korkociąg... Wciskany w foltel, Feliks starał się opanować kręcącą się maszynę i wtedy dostrzegł coś, czego nie chciał dostrzec... a raczej nie dostrzegł znacznej części lewego skrzydła, ani wsporników...
Feliks wiedział, aż zanadto, co to oznacza....
Nagle był na Zawierciańskiej ulicy i w rozpadających się butach biegł machając flagą w kierunku lecących w górze samolotów. Wówczas nie wiedział, ale teraz już tak, że były to
pamiętające jeszcze Wielką Wojnę Fokkery lecące na pokaz siły przy podziale Śląska i choć zapewne też wiedział, że piloci go nie widzą, to jednak machał w ich stronę.
Jego matka przywołała do porządku swojego 7-letniego syna:
-Feliksie! Nie biegaj po ulicy!
On jednak biegł w ten letni dzień 1921 roku, machając w niebo...
Dwupłatowce Potez 25 stały na skraju łąki, a tłum mieszkańców starał się poprzez kordon wojska przyjrzeć się maszyn. Również i Feliks, prawie 14-letni młodzieniec, nie po to przybył na Tydzień Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, aby nie zobaczyć samolotów. Te stały w oddali, błyszcząc niczym posągi. Orkiestra grała polki, marsze, walce i mazurki, dorzucając do repertuaru także i piosenki wojskowe, powiewały biało-czerwone flagi i a tłum zdawał się patrzeć na to wszystko z podziwem. Nagle tuż przed nim żołnierze rozsunęli się, odsłaniając maszyny. Stał i patrzył na nie. Były piękne... I wtedy jeden z żołnierzy powiedział:
-Chłopcze, daj przejść pilotom.
Feliks odsunął się i spoglądał na czterech lotników w skórzanych pilotkach, którzy niczym bogowie szli w kierunku maszyn poprawiając gogle, przechodząc tak blisko Feliksa, że był ich w stanie dotknąć... Bohaterowie! Nie książkowi, nie fikcyjni, ale prawdziwi przeszli obok tak, że się o nich prawie ocierał. Chwilę później orkiestra przestała grać, a piloci wsiedli do maszyn.
Pomachali z godnością widowni i uruchomili silniki. Białe smugi spalin zasłoniły częściowo maszyny, które z rykiem wyrwały się z tej chmury, potoczyły się naprzód, po czym zawróciły i podskakując po łące rozpędziły się i wzbiły w niebo przed widownią, która już zaczęła uciekać na boki. Jeden z nich wzbił się tuż nad Feliksem, zabierając ze sobą jego serce... To właśnie wtedy przysiągł sobie "tak! Ja też będę pilotem!"
Ojciec Feliksa, Michał, cmokał z zachwytu nad świadectwem maturalnym syna.
-Wspaniałe oceny synu! Z takimi na pewno dostaniesz pracę w dyrekcji, już ja się o to postaram!
Ojciec nie lubił pilotów. Uważał, że to szaleńcy, co nie dożyją sędziwego wieku. Wysoko natomiast cenił kawalerzystów, ułanów. To byli według niego prawdziwi spadkobiercy husarii, wzór cnót Rzeczpospolitej!
Feliks zastanowił się, trzymając za plecami dokumenty zezwalające na wstąpienie do wojska**, jak przekonać go do złożenia na nich podpisu***.
*jeden z powodów dla których PZL P.11c miał otwartą kabinę
**Aby szkolić się w lotnictwie, ale też i kawalerii najpierw należało przejść podstawowe szkolenie w piechocie.
***podpis ojca był wymagany (lub matki, jeżeli ojciec nie żył).
Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)