
ZSRR z pełną mocą uderzył w NATO i Morze Norweskie stało się miejscem głównego starcia.
Wywiad potwierdza, że ZSRR planuje uderzenie na Norwegię oraz tyły wojsk NATO walczących w Norwegii. Powstrzymanie tych ataków stanowi klucz do zwycięstwa i Sowieci również o tym wiedzą. Szykuje się największe morskie starcie wojny
Odcinek 1 - Bitwa pod Islandią
Gdy wypływaliśmy w morze, nie wiedzieliśmy jeszcze jak ważnych bitew będziemy uczestnikami. TF81 został wyznaczony do uderzenia na Sowieckie siły zmierzające w kierunku Islandii, których głównym okrętem był Mińsk. Współpracując z grupą lotniskowca USS Dwight D. Eisenhower mieliśmy powstrzymać sowiecką ofensywę.
Wypłynąłem z grupą dowodząc z pokładu "mojego" USS Wainwright
Gdy dotarliśmy pod Islandię bitwa już była w toku. Tuż przed nadejściem burzy grupa uderzeniowa z lotniskowca rozbiła sowiecką grupę desantową. Nadarzyła się okazja do pokazania płaskopokładowcom, że okręty floty nawodnej to nie tylko "eskorta"
Przebijając się przez sztorm, nasza grupa rozpadła się. USS Mahan miał problem z silnikiem i został z tyłu, podczas gdy nasze trzy pozostałe okręty kontynuowały pościg za nieprzyjacielem zbliżając się na odległość pozwalającą na atak. Okazało się, że uciekające transportowce postanowiły przeciąć linię własnych okrętów podwodnych.
Mieli pecha, ale trafili na najlepszych specjalistów od obrony przeciwpodwodnej w USA. Nasze okręty rozprawiły się z zagrożeniem...
Po czym kilka Harpoonów wystarczyło, aby pozbyć się uciekających okrętów.
Rozpogadzało się, choć może wciąż było wzburzone, gdy znaleźliśmy się w pobliżu głównych sił nieprzyjaciela.
I tu również wykryliśmy okręt podwodny w pobliżu naszej pozycji. Okręty osłony rozpoczęły atak, jednak nie okazał się on skuteczny.
Okręt podwodny znalazł się na tyle blisko Mahama i De Werta, że zdołał wystrzelić torpedy. Gdy dwa okręty wycofywały się, pozostawiając za sobą wabie, wykryliśmy nadlatujące rakiety. USS Dewey zlokalizował okręt, który dokonał ataku i wystrzelił w tamtą stronę salwę rakiet Harpoon. Tymczasem zajęliśmy się obronę przed zmierzającym atakiem. Niestety, dwie rakiety przebiły się przez naszą obronę i ugodziły w USS Mahama, który stanął w ogniu.
Przeciwnik był na tyle blisko, że zaryzykowaliśmy wypuszczenie helikoptera. Ten szybko wszedł w kontakt z jednostką nawodną wystrzeliwując w jej stronę rakiety Maverick i przeprowadzając skuteczny atak na okręt podwodny.
Nie był to jednak koniec walki. Wiedzieliśmy, że część sił wroga jest w pobliżu. Aby skłonić ich do zdradzenia swojej pozycji wystrzeliliśmy Harpoony w ustawieniu na poszukiwanie nieprzyjaciela.
Nasze sensory zarejestrowały potężną eksplozję, a potem odgłos tonięcia. Cokolwiek było na trasie Harpoonów, zostało wyeliminowane.
Kontynuowaliśmy pościg w tym kierunku i wykryliśmy kolejny cel. Z pokładu wszystkich okrętów (poza USS Mahan, który dalej walczył z pożarami) wystrzelono Harpoony, które również dopadły swój cel. Później dowiedzieliśmy się, że jednym z tych celów był Mińsk. Zapewne którymś z dwóch ostatnich. Błąd. Harpoony dolne powinny być z USS Dewey
Eskortując USS Mahana na południe spotkaliśmy się z USS Voge, który miał go zastąpić. Bitwa tymczasem nie dobiegała do końca. Wywiad potwierdził, że grupa skupiona wokół Frunze'a (Podobnego do napotkanego już Kirova) dalej parła w kierunku Islandii.
Grupa z lotniskowca USS Dwight D. Eisenhower oczyściła nam drogę i powrót na pole bitwy przebiegł wyjątkowo bez żadnych przeciwdziałań ze strony nieprzyjaciela.
Niestety, pomimo lokalnej przewagi w powietrzu do samego zespołu nieprzyjaciela nie udało się zbliżyć, aby go zlokalizować. I to nieprzyjaciel pierwszy nas zauważył, otwierając bitwę atakiem rakietowym w stronę naszego zespołu. Na szczęście załoga USS Ticonderoga to najlepsi specjaliści od obrony przeciwrakietowej i ten atak odparliśmy...
Znajdujący się w osłonie zespołu USS Voge wykrył zanurzony okręt podwodny, który wkrótce zidentyfikowano jako klasę Charlie. W stronę z której przyleciały rosyjskie rakiety odpaliliśmy nasze Harpoony, a sami skupiliśmy się na eliminacji tego zagrożenia...
Niestety, Sowieci nie czekali aż uporamy się z jednym problemem i od razu rzucili na nas kolejne. A nawet dziesiątki kolejnych. Nasze radary wykryły chmurę sowieckich rakiet. Rozpoczął się pojedynek radarów, rakiet i środków zakłócających... Niestety, dwie rakiety przedarły się przez naszą tarczę antyrakietową... uderzając w USS Ticonderoga!
Sytuacja na USS Ticonderoga nie była zadowalająca. Uszkodzone sonary, wielu rannych marynarzy. Na szczęście uszkodzeniu nie uległ system kierowania ogniem i radary i dalej prowadził osłonę przeciw rakietami. Niestety, my wciąż nie wiedzieliśmy gdzie jest nieprzyjaciel, a on poznał naszą pozycję.
Prowadzenie ognia Harpoonami w systemie "szukaj celu" nie pozwalało na koordynację ataku, ale było naszą jedyną szansą przechylenia szali zwycięstwa... Klęska wisiała na włosku. Jakby USS Ticonderoga został wyeliminowany, zarządziłbym odwrót...
Jeżeli wcześniej żałowałem, że USS Mahan nie brał udziału w bitwie, a zastępował go USS Voge, to właśnie on okazał się naszą kluczową kartą. Śmigłowiec z USS Voge zlokalizował 50 mil od zespołu jakiś okręt, który zaatakował rakietami Maverick, za którymi poleciały Harpoony. Kimkolwiek był wykryty okręt, chyba Maverick wyeliminował na nim radary, bądź system kierowania ogniem, gdyż Harpoony weszły w cel jak w masło.
Na dodatek zaraz po tej eliminacji siła naporu sowietów osłabła. Kierowali w naszą stronę rakiety, ale było ich mniej. Wystrzelali się z nich, czy trafiliśmy w ich jednostkę flagową?
Ze wsparciem śmigłowca kolejno odnajdywaliśmy źródła ataku nieprzyjaciela i kierowaliśmy w ich stronę nasze Harpoony...
Aż wreszcie ich ataki zostały ostatecznie zatrzymane...
Ostatnie rakiety wystrzelił USS De Wert eliminując kolejny z okrętów. Nie udało nam się rozpoznać żadnego z nich po sygnaturze i dopiero poszukiwania rozbitków wykazały, że pierwszym okrętem był Frunze i to wyeliminowanie go było kluczem do pokonania Sowietów. Po utracie dowództwa ich atak się rozsypał...
W dowództwie uważano TF81 za elitarny oddział. Żałowałem, że tak wielu oficerów straciłem podczas wcześniejszych bitew, gdyż wielu z nich teraz mnie brakowało.
Tak samo USS Ticonderoga poniosła duże straty w załodze, a i okręt musiał trafić do napraw...
Niemniej dowództwo zdając sobie z tego sprawę na czas napraw przeznaczyło dla nas mniejsze, ale jakże ważne zadanie. Zabezpieczenie GIUK przed okrętami podwodnymi.
W tym zadaniu nie brałem udziału osobiście, pozwalając dowodzić mojemu zastępcy.
Sprawdził się podczas bitew na Atlantyku i teraz też pokazał, że TF81 w polowaniu na okręty podwodne nieprzyjaciela nie ma sobie równych....
Byłem tak dumny z moich chłopców. TF81 stanowiło elitę US Navy...
I właśnie dlatego nam wyznaczono zadanie przeprowadzenia pierwszego ataku na wody nieprzyjaciela. Dowództwo rozkazało nam udać się na północny-wschód Morza Norweskiego, na wody, które do tej pory Iwan uważał za swoje... I tak jak on nam zakłócała transporty, tak samo my mieliśmy wesprzeć walki w Norwegii odcinając Iwana od zaopatrzenia drogą morską prowadząc rajd na jego tyłu. Niestety, ze względu na remont USS Ticonderoga nie mógł wziąć udziału w tej operacji, ale byłem optymistycznie nastawiony do tego jakże ważnego dla wojny zadania...
Koniec odcinka 1
=====Dodano 30.09.2023=====
Odcinek 2 - Rajd
Ruszyliśmy na północ, omijając po drodze Sowieckie patrole...
Wkrótce też rozszalała się burza, a na dodatek potwierdzono, że Rosjanie zaplanowali desant i ich okręty były gdzieś w okolicy...
Pomimo fatalnej pogody USS Doyle wykrył krążownik rakietowy Kerch, a celna salwa Harpoonów z USS Maham dokonała dzieła zniszczenia...
Po zatopieniu prowadzącego okrętu zaczęła się rzeź...
I tylko kiepska pogoda pomagała sowietom... w tym, że musieliśmy wystrzelić więcej rakiet, niż normalnie by było konieczne...
I nagle w pokład USS Wainwrighta uderzył pocisk, a za nim następny! Ktoś prowadził do nas ogień i do dziś nie wiem, kto to był... Tak szybko, jak się pojawił, tak szybko zniknął. Pozostałe okręty były zajęte polowaniem, a nam nie udało się namierzyć tego okrętu wroga, który narobił nam tyle rabanu i zabił wielu marynarzy....
Zespół zebrał się i ruszył dalej na północ. Gdy tylko pogoda poprawiła się USS Dwight D. Eisenhower zaczął wysyłać patrole powietrzne. Przynajmniej z jednego kierunku byliśmy bezpieczni...
Grupa z lotniskowca zlokalizowała drugą grupę okrętów desantowych, którą rozproszył sztorm. Zapewne okręt, który nas ostrzelał też tam był i tym bardziej byliśmy szczęśliwi biorąc udział w ataku...
Tomcaty i Hornety dokonały już wstępnego uderzenia, a nasz atak był dla Rosjan gwoździem do trumny...
Nawet nie udało im się przeprowadzić żadnego ataku, gdy wyeliminowaliśmy ich z gry...
Przy lepszej pogodzie eliminacja pozostałych Ropuch była tylko formalnością... i zużyciem drogocennego sprzętu....
Po pokonaniu Ropuch, dostaliśmy zgodę na ruszenie dalej. Dowództwo było pewne, że Sowieci spróbują uderzyć na lotniskowiec, a nam powinno udać się dostać na ich tyłu... Niestety, gdy zbliżaliśmy się ponownie do Norwegii nasze czujniki wykryły coś, czego nie chcieliśmy zobaczyć... Nadciągały Backfire'y...
Włączyliśmy radary i mieliśmy potwierdzenie. Cała eskadra Backfirów kierowała się w naszą stronę. USS Maham otworzył do nich ogień z odległości ponad 30 mil. Niestety, Backfiry jak na sygnał odpaliły rakiety i zawróciły, włączając dopalacze. Rakiety SM-2 nie dosięgły ich, a ja zacząłem żałować, że nie było wśród nas Ticonderogi... Chmura rakiet AS-4 'Kitchen' zmierzała w naszą stronę... Wystrzeliliśmy pociski przeciwlotnicze, wabie, co tylko się dało. Część rakiet znalazła jednak cel.
Jeden z pocisków trafił w USS Mahama rozrywając dziób jednostki. Niszczyciel w kilka minut zatonął... Kolejny trafił w idącego na przedzie Doyle'a, wywołując pożar na pokładzie okrętu... kolejny trafił za mostkiem USS De Werta doprowadzając do utraty jednego z radarów i czasowo eliminując okręt z boju...
Byliśmy tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Czyżby ten nalot miał pokrzyżować nasze szyki... Jednak drugie uderzenie nie następowało, USS Wainwright zajął się ratowaniem rozbitków, ugaszono pożary na Doyle'u, a De Wert odzyskiwał skuteczność boją. Skierowałem USS Deweya na wysuniętą pozycję i ruszyliśmy dalej.
Ryzyko było opłacalne. Okazało się, że przed nami nie ma żadnej sowieckiej grupy nawodnej....
Nie licząc konwoju, który uciekał przed nami w stronę lądu. Podjęliśmy tak duże ryzyko, że musieliśmy je teraz wykorzystać. Inaczej cała operacja, śmierć marynarzy i utrata USS Maham poszłaby na marne!
Dziwny manewr konwoju postawił nas w stan uwagi. Nie raz Iwan próbował takiej sztuczki, aby skierować nas na swoje okręty podwodne. Nie wiedział, że przeciw niemu stoją najlepsi specjaliści ZOP w całym USA. Wykryliśmy okręt klasy Kilo starający się wziąć nas w zasadzkę, ale to nasze rakietorpedy były większą zasadzką dla niego.
Gdy zbliżyliśmy się na skuteczny zasięg Harpoonów otworzyliśmy ogień. Sowiecki niszczyciel próbował odeprzeć atak, ale USS De Wert, którego wcześniej próbowały wyeliminować samoloty, pokazał, że jest w pełni sił.
Sowieci nie próżnowali i otworzyli do nas ogień. Ale nasze załogi były na to przygotowane i nie dość, że zestrzeliliśmy wszystkie nadciągające rakiety, to na dodatek wykryliśmy okręt podwodny klasy Victor, który próbował również podkraść się do toczącej się bitwy. Niestety dla Iwana, gdyby trafił na nie zaprawionych w działaniach ZOP marynarzy może by mu się udało, ale to my byliśmy górą...
Kapitan sowieckiego niszczyciela nie był w ciemię bity. Nie mogliśmy złapać dobrych namiarów, a on posyłał w naszą stronę kolejne rakiety. Jednak żadna nie była celna i to my przejęliśmy inicjatywę...
Gdy udało nam się wreszcie namierzyć sowiecki okręt, spadła na niego cała salwa Harpoonów. O ile część z nich odparł, to pozostałe dokonały dzieła zniszczenia.
Zatopienie konwoju było już tylko formalnością, ale wymagało pośpiechu. Samoloty mogły wrócić, a my musieliśmy jak najszybciej wracać pod osłonę naszych samolotów.
Gdy tylko zatopiono ostatni statek konwoju na pełnej mocy ruszyliśmy w kierunku lotniskowca. Do czasu aż Tomcaty nie pojawiły się nad naszym zespołem żyliśmy w ciągłym strachu, że oto zaraz Iwan dokona zemsty. Udało się. Nie wierzyłem sam, ale się udało! Wydostaliśmy się!
Gdy kilka dni później byliśmy w Wielkiej Brytanii oceniono straty. USS Wainwright wymagał napraw, USS Doyle też na pewien czas był wyłączony. Za to uszkodzenia De Werta okazały się powierzchowne i okręt szybko przywrócono do służby.
Jednak postój w Wielkiej Brytanii był bolesny. Miejsce, gdzie stał USS Maham było puste. Spośród okrętów z którymi zaczynaliśmy wojnę pozostały tylko krążowniki... Ale one nie brały udziału w długich rejsach podczas bitwy o szlak Atlantycki... A Maham był cały czas ze mną... Ale to był tylko okręt. Okręty zaczynają służbę i kończą... Ale pod stwierdzeniem utrata okrętu ile kryło się tragedii... Ilu marynarzy oddało życie, a ilu miało jeszcze oddać? Stanowiliśmy elitę US Navy, ale ta elita kruszyła się z każdym starciem...
W miedzyczasie TF81 został wzmocniony przez dwa okręty. Dołączył do nas krążownik USS Virginia wyposażony w wyrzutnie rakiet Tomahawk. Do tej pory okręty, które w TF-81 nosiły takie rakiety były obarczone jakimś fatum. Czy tu miało być tak samo? Drugi okręt, który nas wzmocnił wzbudził moje zainteresowanie. Niszczyciel min?
Rozkazy które otrzymaliśmy rozwiały wątpliwości. TF-81 miał powrócić na granice Morza Norweskiego i Arktycznego. Rozkazano nam zniszczyć sowieckie pola minowe, które blokowały nam dostęp do serca floty przeciwnika... Fakty zaczynały łączyć się same. NATO szykowało się do uderzenia w bazy Floty Północnej!
Koniec odcinka 2
===Dodano 08.10=== - druga próba
Odcinek 3 - W głąb wód nieprzyjaciela
Znów nie było czasu na pełne wyposażenie okrętów i część amunicji mieliśmy pobrać znów na morzu.
Gdy mijaliśmy trawersem front, zaczęło padać. Dowództwo miało dla nas jednak ważne zadanie. Mijaliśmy w dużej odległości konwój sowiecki, jednak znajdujący się w nim krążownik mógł uderzyć na nasze tyły. Rozkazano nam wyeliminować ten okręt (a konwój był tylko wisienką na torcie). Ruszyliśmy do boju, zostawiając z tyłu De Werta, który pobierał amunicję.
Konwój od strony południa osłaniały okręty podwodne. Do tej roli sowieci zaprzęgli stare okręty typu Foxtrot. Skąd o tym wiemy? Nasi specjaliści, doświadczeni bitwą o szlaki Atlantyckie nie mieli problemów ze zlokalizowaniem tych głośnych okrętów, po czym nastąpił skuteczny atak rakietorpedami.
Z USS Voge wystartował śmigłowiec, który ruszył w kierunku konwoju. Wykrywszy pierwszy cel odpalił w niego rakietę Maverick zmuszając sowietów do ujawienia swojej dokładnej pozycji. Gdy tylko uruchomili radary wiedzieliśmy, że krążownik wroga jest już nasz...
Salwa Harpoonów wyeliminowała wrogi okręt, a nam otworzyła drogę do konwoju. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, ale nie mogliśmy zostawić takiej okazji. USS Dewey wraz z USS Ticonderoga zatopiły przynajmniej 3 okręty.
Pozostali rozpierzchli się i gdyby tylko oni byli naszym celem, na pewno byśmy ich dopadli, ale musieliśmy kontynuować nasz wyścig w głąb wrogich wód. Oby uznali, że wycofaliśmy się na południe i nie przechwycili nas...
Gdy rozpogodziło się doszło do kolejnego kontaktu z nieprzyjacielem. Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że naprzeciw nas stanął lotniskowiec...
USS Voge wykrył zanurzony okręt podwodny, który rozpoznano jako kolejnego Foxtrota i rozpoczął polowanie. Wtedy wykryliśmy nadlatującą chmurę sowieckich rakiet. Załoga USS Ticonderoga była wyćwiczona w tego typu działaniach, a okręt wyposażony w najlepszy sprzęt do obrony przeciwrakietowej. Dzięki temu i wsparciu pozostałych okrętów grupy udało się wyeliminować nadciągające rakiety.
Podczas gdy nasze fregaty polowały na Foxtrota, my uzyskaliśmy kontakt w kierunku z którego przyleciały rakiety i odpaliliśmy nasze rakiety w tamtą stronę. USS De Wert także uzyskał kontakt, który zidentyfikowano jako niszczyciel Udaloy i również zaatakował go Harpoonami. Wszystkie trzy ataki okazały się skuteczne i sowieci musieli skreślić z listy trzy jednostki.
Jednak nie zmniejszało to ilości nadlatujących rakiet. Załogi dwoiły się i troiły, ale trzem rakietom udało się przedostać do wnętrza zespołu i trafić w USS De Wert, który stanął w płomieniach. Okręt zszedł z kursu i czasowo był wyeliminowany z walki...
Wówczas naszym helikopterom udało się zlokalizować kolejne okręty nieprzyjaciela. Okręt z Voge zaatakował cel na południu, nasz śmigłowiec ostrzelał cel, który początkowo braliśmy za krążownik, bardziej na północy. Oba śmigłowce uzyskały celne trafienia, ale nasz cel jeszcze próbował walczyć.
Gdy nasze siły osłonowe wykryły kuter rakietowy zmierzający w naszą stronę (i skutecznie go ostrzelały z dział), my otworzyliśmy ogień do "krążownika". Uszkodzony okręt nie mógł się bronić i padł naszą ofiarą. Wówczas nie wiedzieliśmy, że oto wyeliminowaliśmy z walki wrogi lotniskowiec, który psuł nam tyle krwi w tej okolicy.
Nie było czasu na szukanie sowieckich rozbitków. Naszym jedynym zmartwieniem było uratować De Werta i ruszać w dalszą drogę. Gdy załodze okrętu udało się opanować pożary okazało się, że wszystkie uszkodzenia są powierzchowne i nie licząc strat w załodze, De Wert był w pełnej gotowości bojowej. Całym zespołem ruszyliśmy dalej w kierunku Morza Arktycznego.
Nie była to jednak ostatnia przeszkoda na naszej drodze...
Gdy USS Doyle zakończył uzupełnianie uzbrojenia, natrafiliśmy na okręt podwodny na patrolu...
Okrętem okazała się Alfa na którą polował jeden z naszych okrętów podwodnych.
Kapitan Alfy uznał chyba, że najpierw rozprawi się z nami, ale miał pecha trafić na najlepszy zespół ZOP w całym US Navy...
I tak USS De Wert, niedoszły utracony okręt, mógł domalować na burcie pełny kształt okrętu podwodnego.
Kierowaliśmy się dalej na zachód, ciesząc się, że pogoda się pogarszała i najwyraźniej sowieckie lotnictwo nie zostało ku nam skierowane... Jednak wywiad poinformował nas, że granicy pola minowego pilnuje okręt podwodny klasy Sierra. Aby oczyścić pole minowe, musieliśmy pozbyć się jego strażnika...
Po alfie nie zrobiłem zdjęcia karty, że wywiad daje -3 do testu aktywności wroga i rzut na spotkanie był +2-3=-1
W strugach deszczu z USS Voge wystartował helikopter, zrzucając boje sonarowe na trasie naszego przejścia i stało się coś niespodziewanego. Po zrzuceniu jednej z boi załoga śmigłowca zameldowała kontakt z okrętem podwodnym... Nie był on całkowicie pewny, ale wtedy Sierra wystrzeliła jak z procy, nie próbując maskować swojej obecności, niczym kuter torpedowy. Kapitan jednostki chyba zrozumiał, że jest wykryty i postanowił jak najdrożej sprzedać skórę.
Może jakby zaatakował zespół w którym nie było tylko specjalistów od ZOP jego atak mógłby wprowadzić zamieszanie. Dla nas był prezentem. I tak USS De Wert mógł dopisać kolejną połówkę OP na swoje konto.
Niszczyciel min przystąpił do pracy, a my siedzieliśmy zagryzając palce. Czy oto kierują się ku nam samoloty? A może flota sowiecka zaraz na nas uderzy? Minuty ciągnęły się jak godziny, godziny jak dni... I wreszcie niszczyciel min zameldował wykonanie zadania i co prędzej ruszyliśmy do Wielkiej Brytanii. Czy Sowieci zorientują się, że oto przetarliśmy szlak przez ich pole minowe? Czy może uznają nas za kolejny rajd, który zawrócił, zanim dotarł do blokady? Tego nie wiedzieliśmy...
W Wielkiej Brytanii nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Ledwo kończyliśmy uzupełnienie paliwa, amunicji i wymianę załogi na De Wercie, gdy nadeszła wiadomość, że sowiecki krążownik klasy Kirov, Kalinin wyszedł w morze, aby wypchnąć nas z Morza Norweskiego. Nasz zespół został wyznaczony do wyeliminowania nieprzyjaciela. Co prędzej przygotowaliśmy się do wyjścia w morze.
Koniec odcinka 3
Ciąg dalszy w części 2 trzeciej kampanii pt. Starcie Tytanów