Płyniemy bitwę typu encounter... Ponieważ do wroga daleko, na czacie rozgadaliśmy się... I padło pytanie "Czy ktoś ma PGM Asheville?"... Akurat miałem go na pasku, zaraz obok Fletchera i Farraguta... I tak wywiązała się rozmowa o wadach i wadach tego okrętu... (bo zalety poza radarem nie znaleźliśmy żadnej)... I postanowiłem, sprawdzić jedyny pomysł na Asheville... Okręt przeciwlotniczy. Niech AI sobie samo siądzie na broni, ja wezmę tylko karabin do ręki...
No i Emden, gdy już prawie był w celowniku zestrzelił mnie... Wyciągać Farraguta? Nie. Asheville! Płyniemy!
Na radarze tylko sojusznicze samoloty... Ale wreszcie pojawia się i wrogi myśliwiec... Na 7km działko otworzyło ogień, ale myśliwiec zanurkował i rozbił się... No to czekamy na jelenia... I oto w grze pojawił się ciężki bombowiec, lecący na naszą flotę, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę...
Schowałem się za wyspą (przed niszczycielem, co rzucił mnie się w oczy naprzeciwko) i strzelamy... Gdy był 5km ode mnie, odezwała się także i 40mm..
Nuda. Stoję i patrzę, czy ktoś nie podpływa mnie zatopić... Nagle komunikat "Trafienie krytyczne".
Dostał! Fajnie... szkoda, że tylko jedno... Nie, dwa.... A po chwili "samolot zestrzelony"
We did it! We did it! Na pokładzie tak spychanej na bok jednostki zapanowała euforia... To co? Jeszcze jeden dzisiaj?
Radość przerwała wizyta wrogiego niszczyciela. Z niezbyt przyjemnymi zamiarami...
I do końca (zwycięskiego o 1 frachtowiec zatopiony przez B-25) misji, ganialiśmy się w kółko wokół małej, odosobnionej wysepki...
Efekt? Nie ma ciągle systemu gaśnic, mimo +300% do żarówek... Zarobił 6000 srebrnych lwów... I dalej nie wiem, co z tym okrętem zrobić
