- Zboku.
- Ja tylko pytałem, nie musisz mnie wyzywać.
(autentyczny cytat z lobby)

- A to słyszałeś? Patton był wściekły. Otwarcie krytykuje plan Montgomery'ego, mówiąc że to błazenada. Zdaniem Pattona ten 'bufon' nie powinien dowodzić nawet korpusem. Ryczeliśmy z chłopakami ze śmiechu.
- Kapralu, skupcie się na obserwacji przedpola, zaraz powinniśmy napotkać nieprzyjaciela.
Sherman z rykiem silnika podjeżdżał pod kolejne wzgórze, wspierając brytyjskie Churchille w ataku na pozycje niemieckie.
Przed bitwą
Wg planistów inwazja na Sycylię miała odbyć się w dżdżystej pogodzie, która by nie tylko opóźniła wykrycie całej operacji, ale do końca ukrywała plany taktyczne Aliantów.
Planiści nie wzięli jednak pod uwagę trzech rzeczy:
- włoskiej lipcowej pogody, która zwykle zamiast deszczu nad Sycylią wita "turystów" słońcem,
- piasku, który skutecznie spowolnił atak najcięższych czołgów brytyjskich co prawie przełożyło się na klęskę całej operacji,
- niesnasków obu sojuszników, gdy dużo lepszy plan operacji opracowany przez Pattona został odrzucony z polecenia samego Eisenhowera.
Pierwsze jednostki aliantów lądowały już po podniesieniu się mgły, co szybko ujawniło Niemcom założenia taktyczne Montgomery'ego. Dodatkowo Brytyjczycy chyba tak samo nie przepadali za Amerykanami jak Patton za Montgomerym - brytyjski i amerykański samolot zderzyły się zanim doleciały nad wyspę, a jeden z nich spadając zdążył zbluzgać przez radio swego sojusznika łamiąc ciszę radiową. W tym momencie siły niemieckie zostały już postawione w stan alarmu bojowego, a dowodzący obroną Sycylii generał Guzzoni w trzech krótkich żołnierskich słowach oparł obronę o pancerny walec Tygrysów, które miały za zadanie zatrzymać rozwijające się uderzenie aliantów, a następnie zepchnąć siły inwazyjne do morza.
Działania aliantów
Lekkie siły alianckie atakujące na kierunku pobliskiego miasteczka Misterbianco szybko dotarły do pierwszych lini obrony niemieckiej. Wciąż alarmowane przez aktywność zwiadu niemieckiego w wozach pancernych typu Puma, siły amerykańskie wpadły prosto w zasadzkę niemiecką dwóch Tygrysów, wspieranych przez czołgi typu Pz.IV.H i niszczyciele czołgów Marder. Wysunięte czołgi nawiązywały walkę, a ukryte Tygrysy siały zniszczenie niszcząc zarówno Shermany jak i nadciągające powoli czołgi Churchill. Rosnące straty aliantów uratowało lotnictwo, czego przykładem była sytuacja na wzgórzu A1. Precyzyjne uderzenie lotnictwa zmiotło jednego z Tygrysów, drugi został związany walką w drugiej fali ataku brytyjskich czołgów ciężkich Churchill, podczas gdy lżejszy Sherman ostrzeliwał Tygrysa z boku.

Ostrzeliwany z dwóch kierunków czołg ciężki PzKpfw VI Tiger.
Sukces akcji (przy sporych kosztach własnych) otworzył drogę aliantom na tyle, iż część sił została wysłana do wsparcia sił ataku na wzgórza B1, a następnie przy braku sił wroga (eliminowanego przez lotnictwo) uderzyła na linię obrony Misterbianco, gdzie znajdowały się już - jak się okazało - ostatnie siły niemieckie. Załoga niemiecka niszcząc atakującego Shermana zdradziła swoją pozycję i nie dostała kolejnej szansy odddać kolejengo strzału - załogi brytyjskie szybko i skutecznie pomściły los amerykańskiego sojusznika.

Brytyjskie Churchille przełamujące ostatnią linie obrony Niemieckiej.
Działania osi
Od czasu jak siły niemieckie stacjonowały we Włoszech sami Włosi byli obiektami żartów niemieckich, głównie za ich ciągłe odwołania do Cesarstwa Rzymskiego.
Głównodowodzący, gen Guzzoni tylko potwierdził tą opinię, w szyfrogramie do dowództwa obrony wzorując się na Cezarze i jego słynnym "Veni, vidi, vici".
Szyfrogram od gen Guzzoniego był krótki i treściwy: fermare, respingere, distruggere (zatrzymać, odrzucić, zniszczyć).
Pierwszy kontakt z nieprzyjacielem nawiązano jeszcze przed umocnionymi punktami oporu, notując niewielkie sukcesy. Jednak wsparcie brytyjskie w postaci 2 ciężkich czołgów Churchill rozbiło obronę niemiecką i posuwając się naprzód siły Aliantów opanowywały kolejne punkty strategczne. Co prawda jeden Churchill został rozbity przez flankującego go Tygrysa, to drugi wydawał się niezniszczalny.

Po wojnie zarówno Niemcy i jak i Brytyjczycy mówili "niemożliwe". A jednak - to byliśmy my i nasza armata 7.5 cm KwK 40 L/48.
O dramatyźmie sytuacji świadczą słowa uczestnika walk - wypowiada się porucznik Andreas Gluck, dowódca czołgu PzKpfw IV Ausf. G:
Ten jeden Churchill po kolei eliminował wszystkie nasze siły - na naszych oczach dwa czołgi z naszego plutonu zostały zniszczone. Nie mogliśmy wysprzeć kolegów z naszej zakamuflowanej pozycji, bez jej zdradzania. Zastanawialiśmy się głośno gdzie te cholerne Luftwaffe, które miało zapewnić nam wsparcie. Zdawało się że wszyscy wokoło raportują pozycję tego herbaciarza, a nikt nie jest w stanie go zniszczyć.
Gdy usłyszeliśmy że nasz Tygrys wspierający środkowy punkt obrony związał go walką, powiedziałem - panowie, Vaterland na nas patrzy - i rozkazałem wyjechać z kryjówki. Po przejechaniu ledwie 100 metrów zauważyliśmy go - był lekko poniżej naszej pozycji, ustawiony do nas bokiem, ostrzeliwujący naszych kolegów. Był w idealnej pozycji - trzeci strzał okazał się celny i Churchill eksplodował. Co ciekawe, nikt nam nie uwierzył w to zniszczenie.

Rzadki widok - radość dowódcy tuż po potwierdzeniu zniszczeniu wrogiego Churchilla, zbiory prywatne autora.
Luftwaffe jednak nie próżnowało i zaskoczyła Aliantów rajdem na siły desantowce, topiąc kilkanaście statków z cennym zaopatrzeniem. Przy zaskakującym sukcesie obrony flanki północnej siły niemieckie ruszyły do ataku, w celu odcięcia walczących Aliantów od punktów zaopatrzenia, co się udało. Po wojnie historycy ocenili, iż akcja ta była jedną z najbardziej błyskotliwych operacji taktycznych sił niemieckich w kampanii we Włoszech. Niestety ta operacje nie miała już przełożenia na wynik inwazji - w tym samym czasie Aliantom udało się przełamać ostatnią linię obrony pod Misterbianco i alianci wkroczyli do miasta zdobywając niezbędne zapasy paliwa.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnień Andreasa Glucka:
Z przerażeniem słuchaliśmy kolejnych doniesień o klęsce naszej linii obrony. Teraz już byliśmy otoczeni przez Aliantów i odkrycie i zniszczenie naszego czołgu było kwestią czasu. W baku pozostało ledwie kilka litrów ropy, walczyć dalej było szaleństwem. Poddaliśmy się więc pierwszemu napotkanemu patrolowi.
Pamietam jeszcze ich zaskoczenie i zdumienie na widok naszego Pz.IV.G ukrytego tak blisko plaży...