Aktywację użytkowników dokonuje tylko Admin po informacji na Discordzie Uwaga !!! Google / Gmail blokuje korespondencję z forum Archiwum forum PolishSeamen - tylko do odczytu Zapraszamy na serwer głosowy DISCORD |
Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
Moderatorzy: PL_CMDR Blue R, PL_Andrev
- PL_CMDR Blue R
- Posty: 6576
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:16
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
To był spokojny dzień... Nie licząc tych wieści o nadpływającej flocie Czerwonych. Ogłoszono alarm i udałem się do mojej maszyny.
Trochę smutny był to widok, te blade, nieoznakowane zestrzeleniami blachy. Inni chwalili się tuzinami zestrzeleń, a bok mojej maszyny był cały czas blady...
Nadszedł rozkaz startu. Poleciałem osłaniać naszą flotę. Choć zablokowywaliśmy wejście do fiordu, wrogowie czaili się tam w dużej ilości. Zbliżanie się do nich byłoby samobójstwem...
I wtedy zauważyłem wrogi samolot. Zbliżał się do fiordu wykorzystując osłonę niszczycieli. Było to ryzykowne, ale dziki kot odezwał się we mnie. Ruszyłem do ataku.
Ogień otworzyliśmy do siebie prawie w zwarciu. Wróg miał przewagę wysokości... Ja miałem przewagę determinacji. Oko tygrysa zapłonęło, a zaraz potem silnik wrogiej maszyny. Mijał mnie, spadając... I wpadłem w kłopoty...
Wrogie niszczyciele otworzyły do mnie ogień. Miałem dwie możliwości. Lecieć za linie wroga i liczyć, że mnie nie zestrzelą. Skręcić nad flotę wroga i zaatakować, albo polecieć nad górami.... Wybrałem to ostatnie...
Nie było to łatwe. Droga ocalenia biegła nad zamek, ale do niego miałem sporą odległość.. Dziś myślę, że to był tylko kawałek... ale to był kawałek pod ostrzałem. Musiałem się jakoś osłonić...
Pierwszą osłone stanowił domek na wzgórzu. Przeleciałem nisko nad ziemią i dałem nura, wraz z opadającym terenem... Wtedy zdałem sobie sprawę, że jak nie wyciągnę nad drzewami po drugiej stronie, będę trupem, a nie bohaterem.... A maszyna z trudem podnosiła noc...
Przy zamku była przecinka, a w niej mógł zmieścić się mój samolot. Musiałem tamtędy przelecieć. Maszyna nie dałaby rady wyciągnąć ponad korony drzew...
Trafiłem w przecinkę, śmignąłem nad murami zamku i czym prędzej dałem nura w dół, ścigany przez wrogie pociski. Że niezbyt bohatersko?
Może. Ale byłem bezpieczny. Zestrzeliłem wroga i pomimo postrzeleń wracałem do bazy o własnych siłach.... Co było potem?
Potem były też inne zestrzelenia. Mogę teraz tytułować się asem... Ale to to pierwsze zestrzelenie było najważniejsze... to wtedy obudził się ten Dziki Kot. I jest we mnie po dziś dzień...
Trochę smutny był to widok, te blade, nieoznakowane zestrzeleniami blachy. Inni chwalili się tuzinami zestrzeleń, a bok mojej maszyny był cały czas blady...
Nadszedł rozkaz startu. Poleciałem osłaniać naszą flotę. Choć zablokowywaliśmy wejście do fiordu, wrogowie czaili się tam w dużej ilości. Zbliżanie się do nich byłoby samobójstwem...
I wtedy zauważyłem wrogi samolot. Zbliżał się do fiordu wykorzystując osłonę niszczycieli. Było to ryzykowne, ale dziki kot odezwał się we mnie. Ruszyłem do ataku.
Ogień otworzyliśmy do siebie prawie w zwarciu. Wróg miał przewagę wysokości... Ja miałem przewagę determinacji. Oko tygrysa zapłonęło, a zaraz potem silnik wrogiej maszyny. Mijał mnie, spadając... I wpadłem w kłopoty...
Wrogie niszczyciele otworzyły do mnie ogień. Miałem dwie możliwości. Lecieć za linie wroga i liczyć, że mnie nie zestrzelą. Skręcić nad flotę wroga i zaatakować, albo polecieć nad górami.... Wybrałem to ostatnie...
Nie było to łatwe. Droga ocalenia biegła nad zamek, ale do niego miałem sporą odległość.. Dziś myślę, że to był tylko kawałek... ale to był kawałek pod ostrzałem. Musiałem się jakoś osłonić...
Pierwszą osłone stanowił domek na wzgórzu. Przeleciałem nisko nad ziemią i dałem nura, wraz z opadającym terenem... Wtedy zdałem sobie sprawę, że jak nie wyciągnę nad drzewami po drugiej stronie, będę trupem, a nie bohaterem.... A maszyna z trudem podnosiła noc...
Przy zamku była przecinka, a w niej mógł zmieścić się mój samolot. Musiałem tamtędy przelecieć. Maszyna nie dałaby rady wyciągnąć ponad korony drzew...
Trafiłem w przecinkę, śmignąłem nad murami zamku i czym prędzej dałem nura w dół, ścigany przez wrogie pociski. Że niezbyt bohatersko?
Może. Ale byłem bezpieczny. Zestrzeliłem wroga i pomimo postrzeleń wracałem do bazy o własnych siłach.... Co było potem?
Potem były też inne zestrzelenia. Mogę teraz tytułować się asem... Ale to to pierwsze zestrzelenie było najważniejsze... to wtedy obudził się ten Dziki Kot. I jest we mnie po dziś dzień...
Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)
PL_CMDR Blue R (Finek)
- PL_Cmd_Jacek
- Administrator
- Posty: 1581
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:02
- Lokalizacja: Będzin / Ploiesti
Re: Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
Ale jak to ???? F4U Cię zaatakował ?
"Mówię tylko do tych, którzy chcą mnie słuchać. Ci, którzy nie chcą nie obchodzą mnie.
Po co mam czas tracić na mówienie do ściany ? Ściana i tak zawsze swoje wie" (by Indios Bravos)

Po co mam czas tracić na mówienie do ściany ? Ściana i tak zawsze swoje wie" (by Indios Bravos)

- PL_CMDR Blue R
- Posty: 6576
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:16
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Re: Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
Ja zaatakowałem jego 
Brakowało mnie 1 zestrzelania do zadania... I tak jakoś rzuciłem się na F4U nad wrogą flotą, a potem wiałem dolinami i górami
A to opowieść, dlaczego na Wildcat-ie noszę gwiazdy, a nie krzyżyki

Brakowało mnie 1 zestrzelania do zadania... I tak jakoś rzuciłem się na F4U nad wrogą flotą, a potem wiałem dolinami i górami

A to opowieść, dlaczego na Wildcat-ie noszę gwiazdy, a nie krzyżyki

Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)
PL_CMDR Blue R (Finek)
Re: Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
Zarąbista akcja!
Najbardziej podoba mi się to zdjęcie (chyba ósme), na którym Twój "Dziki Kot" w dzikim wirażu tuż nad ziemią, kieruje się na jakiś zielony krzaczor, a prawym skrzydłem prawie orze glebę! Bomba!
P.S. Ale te amerykańskie gwiazdy zestrzeleń na amerykańskim samolocie... to mi trochę zgrzyta.

Najbardziej podoba mi się to zdjęcie (chyba ósme), na którym Twój "Dziki Kot" w dzikim wirażu tuż nad ziemią, kieruje się na jakiś zielony krzaczor, a prawym skrzydłem prawie orze glebę! Bomba!

P.S. Ale te amerykańskie gwiazdy zestrzeleń na amerykańskim samolocie... to mi trochę zgrzyta.


Kilo wody pod stopą!


- PL_CMDR Blue R
- Posty: 6576
- Rejestracja: 24 gru 2019, 20:16
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Re: Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
To chyba jakaś sosna, czy świerk.zielony krzaczor,
A właśnie to zanurkowanie i wyjście było powodem stworzenia tego opowiadania... Przez cały lot, od rozpoczęcia nurkowania, śmignięcie miedzy drzewami, aż do zanurkowania we fiord bałem się, że zaraz uderzę w ziemię... że zbyt mocno poszedłem w dół... że Wildcat jest zbyt ociężały... ale dałem radę

I Wildcat zasłużył na trofea na burcie (mam taki głupi pomysł, że nie maluję zestrzeleń... aż maszyna na niego zasłuży... A tu już prawie w pełni wybadany Wildcat i nic nie było! Aż do tej akcji).
Czasami brak taktyki, to jedyna możliwa taktyka....
PL_CMDR Blue R (Finek)
PL_CMDR Blue R (Finek)
Re: Odlotowe opowieści: Dziki Kot wpada w furię
Epicki opis sytuacji...Oko tygrysa zapłonęło, a zaraz potem silnik wrogiej maszyny.

Znam wszystkie możliwe pytania i wszystkie odpowiedzi.
I jeśli mimo to je zadaję, to dlatego, że jest to - niestety - mój obowiązek.
I jeśli mimo to je zadaję, to dlatego, że jest to - niestety - mój obowiązek.