Rozdział II: Z armią "Kraków"
1 września 1939, lądowisko w Balicach
Ciepła noc ustępowała, słońce wyjrzało właśnie spoza pagórków z nieba, z którego wiatr przeginał na zachód ciężkie chmury, gdy oprócz stukania młotków i typowych odgłosów poranku w wiejskiej okolicy, pojawił się nowy dźwięk. Metaliczny huk silników lotniczych niósł się po okolicy i wszyscy zadzierali głowy. Na błękitnym niebie sunęło w wyrównanym szyku kilkanaście samolotów, kierując się w stronę Krakowa. Szeregowy Tadeusz Arabski spojrzał w górę i uśmiechnął się;
-To nie Dorniery... To nasze Łosie! Jak pięknie lecą - zwrócił się do pozostałych, którzy przerwali montowanie ławki - Aż się serce raduje, jak się widzi takie samoloty. Pięknie wyglądają w słońcu. - wskazywał palcem oddzielone formacje - Lecą na koncentrację. Za pierwszą grupą leci następna. Widzicie? Ładną mają szybkość, co?
Kapral Kremski również spoglądał na małe punkciki na niebie, na wysokości może 3-4 kilometrów. Grube skrzydła, dwa silniki i ogony były jedynym, co można było z nich wyróżnić.
-Szybsi od nas, to prawda... Ale co tu robią?
Tadeusz rzucił:
-Chyba Łosie jakieś ćwiczenia przeprowadzają. Fajno lecą, prawie skrzydło w skrzydło, zupełnie jak na defiladzie.
Ludwik Gwarczyński, który przerwał cięcie kolejnych nóg pod ławy i podszedł do pozostałych, powiedział:
- To nie Łosie.......jest to nie możliwe, wszyscy są w gotowości..... - nagle wykrzyknął - Cholera ! Albo są to sojusznicy ,albo to.. to Niemcy! Szybko niech jeden pobiegnie do dowódcy zameldować!